Pozwólcie nam odejść a znów, być może zobaczycie zachód słońca…
Usagi Yojimbo
Komiks w Polsce ciągle walczy o należyte miejsce… W czasach niemalże dla współczesnego młodego pokolenia prahistorycznych czyli przed rokiem 1989 komiks traktowany był w naszym kraju jako trywialny produkt dla dzieci mocno nasączony propagandowo - ideologicznym ponczem. Czytano słynne Tytusy…, Kapitana Żbika, Kapitana Klosa. W połowie lat 70 pojawił się Relax – magazyn opowieści komiksowych gdzie prezentowano dojrzałe historie polskich i zagranicznych rysowników i scenarzystów. Położona przez chichot historii za tzw. żelazna kurtyną Polska nie mogła niestety oglądać opowieści o superbohaterach Marvela czy DC zza oceanu. Także bohaterowie komiksowi z Europy Zachodniej nie byli chętnie widziani przez rządzących ówczesną Polską komunistów. Były zbyt niezależne.
Sytuacja zaczęła się zmieniać w roku 1990 po zmianach politycznych. Okazało się, ze komiks może być nie tylko niezobowiazującą rozrywką ale także poważnym medium przekazującym w poważny sposób ważne wartości. Pokazały to takie dzieła jak słynny Maus, który pokazał problem holokaustu lepiej niż jakikolwiek film czy którakolwiek książka czy choćby Westerplatte – załoga śmierci przedstawiająca z reporterska dokładnością kawałek historii…
Komiks historyczny cieszy się estymą czytelników polskich. Zaś komiks historyczny w którym pojawiają się watki fantasy jest lubiany szczególnie. Narysowana przez Stana Sakai seria opowieści o Usagim Yojimbo jest właśnie taka. Stan Sakai Amerykanin mieszkający na Hawajach, mający japońskie korzenie stworzył doskonałą mieszankę akcji, legendy i dobrej zabawy. Być może jego prace zniknęły by w masie produkcji komiksowych gdyby nie fakt, że uczynił ich bohaterami zwierzęta a akcje umieścił w Japonii tuż po sengoku jidai w którym przez ów wyspiarski kraj przetoczyła się fala krwawych wojen w których ostatecznie wykształciła się kasta wojowników – samurajów. Brzmi dziwnie? Takie jest ale jednocześnie niesamowicie ekscytująco.
Stan Sakaj zapełnia karty swoich opowieści psami, kotami, nosorożcami i innymi zwierzakami a głównym bohaterem uczynił trochę przez przekorę… miłego królika. Usagi jest roninem czyli samurajem bez pana, który podróżuje po XVII wiecznej Japonii wynajmując się za parę riu do różnych zadań mając przy okazji niesamowite przygody. Musi walczyć z klanami nietoperzy ninja, chronić swojego przyjaciela… misia pandę, ważnego urzędnika na dworze szoguna. Pomaga biedakom w obronie ich chudoby przez niesprawiedliwością lokalnych kacyków. Ten, na pierwszy rzut oka, niezbyt obraz może mylić. Krew leje się strumieniami a trup pada gęsto. Konwencja ascetycznej kreski tylko wzmacnia efekt, który sprawia, ze wciąż czytelnik ma mało przygód Usagiego. Ogromnym atutem jest zachowanie wszelkich realiów historycznych zarówno w kwestii oprawy graficznej jak i obyczajowej. Te obrazki po prostu żyją a ich bohaterowie zdają się wypełniać je całkowicie.
Wbrew pozorom to nie jest produkt dla dzieci a dla kogoś kto ma już co najmniej „naście” lat i lubi świetne opowieści z nieoczekiwanym zakończeniem. Warto na chwilę polecieć do Japonii Usagiego Yojimbo.